Smak Dzikiego Zachodu

Leave a Comment
Czy miejsce może mieć swój smak? 
A jeśli tak to jak, 
Rozpoznać czym jest? wszak
Gdy pojęcia brak 
Nawet rak 
Smakuje wspak 
Nijak 
Od tak
.

A czym jest smak dzikiego zachodu? Piaszczystym pyłem unoszącym się w powietrzu opadającym na opuszki naszych wysuszonych warg. Spaloną, szorstką, rażącą oczy pustynią. Zapachem ujeżdżanych koni i stad krów wypasanych na niekończących się zielonych równinach. Odgłosem źdźbeł trawy żutych w ich pyskach, szczekaniem psów i wyciem kojotów. Widokiem bizonów przemierzających prerie i kamieni deptanych ich kopytami. Suszoną wołowiną i prochem strzelniczym na stacji benzynowej w Arizonie. Indiańskimi tipi rozstawionymi wśród niekończących się równin i skał, gdzie czerwień gleby przeplata się z zieloną niską trawą. Tańczącym z wilkami i Doktor Queen. Domkiem na Prerii, Rango i Bonanzą w jednym.

Po dotarciu Kolumba do Nowego Świata i pierwszych pionierów na zachodnie amerykańskie prerie, europejczycy starali się nadać nowo zastanym realiom pewne ramy, skatalogować je, uporządkować, okiełznać. Przez długi jednak czas nie dawali rady. Błądzili brnąc wciąż przed siebie. Opisywali, smakowali, a wszystko co znaleźli po drodze wrzucili do jednego worka i to co później powstało po wymieszaniu nanieśli na mapę i nazwali dzikim zachodem. Sztucznym tworem, sztuczną mapą.

Do niedawna, błędnie uważano, że istnieje również mapa kubków smakowych na języku. Po zauważeniu drobnych różnic w rozmieszczeniu poszczególnych komórek receptorowych na języku myszy, stwierdzono, że różne części języka odpowiadają za rozpoznawanie różnych smaków. W rzeczywistości jednak różnice we wrażliwości na dane smaki w poszczególnych regionach języka są minimalne.

Smak niemal każdej rzeczy jest unikalną kombinacją powstałą dzięki pięciu receptorom smakowym: słodkiemu, słonemu, kwaśnemu, gorzkiemu i umami, do tego dochodzi zapach i dla pewnie większości ludzi również walory wzrokowe, estetyczne.

Dla mnie smak dzikiego zachodu to słodycz zachodzącego słońca i pasących się na horyzoncie bizonów dostrzeżonych lornetką z samochodu gdy przemierzaliśmy bezdroża Arizony. To kwaśność na twarzy, gdy po wejściu do stacji benzynowej pośrodku pustynnego pustkowia dostrzegamy ścianę pełną broni. Połowę sklepu stanowił dział wypełniony karabinami, pistoletami i nabojami, a do tego wszystkiego łyżkę dziegciu dorzucił nieznajomy mężczyzna z rozłożystym wąsem na twarzy, który podjechał do nas niebieskim pick-upem podczas tankowania i zapytał wprost czy nie chcielibyśmy kupić marihuany, kokainy albo jakiegoś kwasu. 
Smak dzikiego zachodu to gorycz, wówczas gdy wspominać będę dźwięk policyjnych syren i przyjmowanie mandatu za przekroczenie prędkości na pustych arizońskich drogach. 
To umami, gdy przypomne sobie nasze zaskoczenie kalifornijskimi winnicami i siatkę winogron otrzymaną od pracujących tam meksykanów. 
To słoność łez powstałych ze szczęścia, gdy mijaliśmy popołudniu niezwykle formacje skalne Monument Valley skąpane promieniami słońca. Uczucie spełnienia dziecięcych marzeń powstałych podczas oglądania przygód Lucky Lucka i dotarcia do miejsca o którym się marzyło, a nigdy tak naprawdę nie wierzyło, że kiedyś się dotrze i ujrzy na własne oczy.

Taki jest właśnie dziki zachód i jego smak. Jest unikalną mieszaniną powstałą w naszych głowach, w dziecięcej wyobraźni. Miszmasz różnych składników i doświadczeń.

I tak jak dane substancje nie zawsze smakują tak samo różnym przedstawicielom różnych gatunków, tak samo smak mojego dzikiego zachodu jest inny niż każdej innej osoby, również tych jadących ze mną tą samą trasą i tym samym samochodem po amerykańskich południowo-zachodnich bezdrożach.

0 comments :

Post a Comment