Wschodnia pustka

Leave a Comment
Zwyczaj pozostawiania pustego krzesła przy wigilijnym stole liczy sobie kilkaset lat. Utożsamiamy go przede wszystkim z oczekiwaniem na przybycie nieznanego gościa. Większość z nas łączy tą tradycję z biblijną historią o Marii i Józefie, którzy nie mogąc znaleźć miejsca w Betlejem na nocleg, noc spędzili w przydrożnej stajence. Dobrzy chrześcijanie powinni więc być gotowi na przyjęcie osoby będącej w potrzebie. Stąd dodatkowe nakrycie i puste krzesło w naszych domach podczas Wigilii Bożego Narodzenia. Słowo Wigilia (z łac. vigilare) oznacza zresztą "czuwanie, stanie na straży, bycie gotowym". 

Niewiele osób jest świadomych tego, że ten "polski" zwyczaj mógł zostać zaczerpnięty z judaizmu. Setki lat pokojowego współistnienia obok siebie Żydów i Polaków na terenie Rzeczypospolitej spowodowało, że niektóre zwyczaje zaczęły się przenikać. To właśnie w tradycji żydowskiej podczas uroczystej kolacji zwanej Seder rozpoczynającej święto Paschy, pozostawiano puste krzesło i pusty kieliszek dla proroka Eliasza, wierząc, że przyjście proroka poprzedzi pojawienie się Mesjasza. 

Wincenty Pol zwracał uwagę na jeszcze inny aspekt związany z pustym miejscem przy stole.

"A trzy krzesła polskim strojem
koło stółu stoją próżne,
i z opłatkiem każdym swoim
idzie do nich spłacać dłużne:
i pokłada na talerzu anielskiego chleba kruchy,
bo w tych krzesłach siedzą duchy...
Nikt nie pyta o kim mowa,
wszyscy wiedzą, co się święci,
i dla kogo serce chowa
winna pamięć w tej pamięci!
Łzą się uczta rozpoczyna -
niemo liczy się drużyna,
ze strat wszystkich,
z lat ubiegłych, z nieobecnych i poległych..."

To właśnie w wigilijną noc dusze zmarłych osób miały przybywać na ziemię i odwiedzać domy swoich bliskich. To właśnie dla nich zostawiano wolne miejsce przy stole i odkładano resztki wigilijnych potraw, by mogły się w spokoju pożywić i spędzić czas razem z domownikami. 

Wigilijne gusła przedostały się do naszych czasów i zagościły na stałe w naszej pamięci, tożsamości stając się integralną częścią obchodzonych co roku świąt. Ale czy aby na pewno? Czy dziś bylibyśmy w stanie otworzyć drzwi i przyjąć nieznajomego i zaprosić go do wspólnej wieczerzy? Czy gdyby bezdomna osoba zapukała do naszych drzwi nakarmilibyśmy ją? A gdyby to był uchodźca? Wyznawca innej religii? Jak wówczas byśmy się zachowali? 

Dwa lata temu święta spędzałem w Meksyku w Xalapie. Na zewnątrz deszcz i chłód. Sklepy i restauracje pozamykane, ulice puste. Wszelki ruch zamarł. Meksykanie zebrali się w swoich domach. Byłem zupełnie sam w zimnym mieszkaniu. Puste mieszkanie, nienakryty stół i puste krzesła w kuchni. Spoglądałem godzinami przez okno i rozmyślałem o polskich świątecznych zwyczajach. 
- Szkoda, że tutaj nikt nie zostawia pustego krzesła przy stole. Mówi się, że przecież Meksykanie są tacy gościnni a jednak nikt z nich mnie nie zaprosił do siebie - pomyślałem. 
Po chwili jednak uświadomiłem sobie, że ten polski zwyczaj o którym tak chętnie opowiadamy, z którego jesteśmy tacy dumni jest już raczej tylko złudzeniem. Archaizmem. Starym obrazem na ścianie przypominającym o dawnych czasach, jednak nijak nie pasującym do nowoczesnego wystroju mieszkania. Kulturowa sztuczność. Domek z kart który co roku traci fragment swojej podstawy, aż w końcu całkowicie straci kontakt z podłożem, rzeczywistością. Za pomocą lekkiego podmuchu wiatru uniesie się w powietrze i niczym dmuchawiec rozproszy się po świecie. Zginie wśród betonowych ulic i szklanych domów nigdzie nie znajdując oparcia. Domek, którego część wciąż stoi na wschodzie ale którą za wszelką cenę staramy się przesunąć o kilka kroków dalej na zachód. Do "lepszego zachodniego świata" srebrzystych ekranów telewizorów.  

Puste krzesło. Pozostałość po naszych przodkach przypominająca współcześnie bardziej grubą warstwę kurzu niż wyryty w skale obraz. Wciąż zalega, wciąż jest obecna. Nie ścieramy jej z lenistwa, niechciejstwa, z wygody. Z szacunku do zmarłych i żyjących krewnych, a może z własnej próżności? Resztka wschodu, reszta naszej tożsamości. Wycierana każdego kolejnego roku, zamiatana pod dywan. Dywan? A gdzież są dywany, kobierce, arrasy, wschodnie tkaniny i jedwabie? Schowane w Muzeum Zamku Królewskiego na Wawelu. Schowane w naszych sercach. Zapomniane. 

Zapominamy o wschodzie. Wstydzimy się go. Wyrzekamy. Zacieramy delikatnie po nim ślady, Przykrywamy stertą błyskotek, plastiku, papieru. A to właśnie podróżując po wschodzie odkrywamy siebie na nowo. Odkrywamy drugiego człowieka. To właśnie w Gruzji, Iranie czy wschodniej Turcji niejednokrotnie zupełnie przypadkowe osoby spotkane na ulicy zapraszały mnie na herbatę, obiad, kolację, wspólny posiłek. Otwierały przede mną drzwi do swojego domu i zapraszały by razem z nimi spędzić trochę czasu, podzielić się opowieściami, wiedzą, jedzeniem, czasem. Zupełnie obce osoby. Robiły wszystko bym mógł poczuć się jak członek rodziny. Bliski a nie obcy - swój. Nie pytali mnie o moje poglądy polityczne czy religijne. Dla nich ważne było to że jestem przybyszem. Samotnym wędrowcem. Gościem.

Mówimy o polskiej gościnności. 
Czcze słowa...
Ona została na wschodzie, 
Surowa

Przenieśliśmy się do świata mitów, 
Zapomnieliśmy o korzeniach
Ze wschodu tu przybyliśmy
Żyjemy w cudzych w marzeniach

Błądzę i tkwię
zawieszony w czasoprzestrzeni
Szukam zagubiony
Czekam, aż coś się zmieni

My wszyscy czekamy
Stoimy na straży
Uśpieni w wigilli jutra
aż coś się wydarzy




0 comments :

Post a Comment