Gwizdek przerwany ciszą

Leave a Comment
Godzina 22:00 czasu lokalnego. Strzały znikają, wyrzutnie rakiet milkną, ulice pustoszeją. Nad niebem nie widać pocisków. Nic nie burzy jednolitego szarego tła rozpościerającego się nad równie szarym betonowym podłożem ulic i bloków. Całość spowita popielatym całunem zamiera na moment.

Nie słychać wybuchów. Są pojedyncze krzyki. Z początku ciche, jednostkowe, nieśmiałe. Badające otoczenie. Krzyki nielamentu i nierozpaczy. Krzyki a raczej okrzyki - pełne emocji, jakże odmiennych od niedawnej ale już codziennej rzeczywistości. Szybko zadomowionej, niepożądanej, znienawidzonej.

Nie czuć zapachu trotylu. Ludzie zbierają się w domach. Siadają na starych, nieco zakurzonych dywanach bądź przy świeżo nakrytych drewnianych stołach. Do nozdrzy dociera przyjemna lecz słabo wyczuwalna woń kardamonu, lekko drażniącego śluzówkę ciekawskich dzieci. Na talerzach pojawia się Makluba, której towarzyszy niemal przejrzyście kremowy hummus i świeżo upieczona pita z lekko przypalonymi brzegami. Po drugiej stronie czuć smażonego falafela w towarzystwie pasty z dorodnych bakłażanów, zwanej babaganusz.

Jest 13 lipca 2014 roku. Przez następne dwie godziny nad całą Strefą Gazy, Zachodnim Brzegiem i Izraelem zapada cisza. Zapanował od dawna nie widziany tu pokój. Chwilowy. 120 minutowy.
Słychać gwizdek! Setki gwizdków. Daleko. Bardzo daleko. Tu blisko słychać puste ulice. Hałas cichych ulic. Wciąż cichych. Jeszcze.

Pokoje wypełniają się ludźmi, światło rozświetla pomieszczenia. Setki, tysiące, dziesiątki, setki tysięcy pomieszczeń lub tego co z nich zostało. Dwie strony, dwie połowy, dwa narody, jedno miejsce, jeden czas, jeden ekran. Dwa odmienne spojrzenia na chwilę staja się tożsame, niemal identyczne. Wpatrzone w biegające po boisku postacie. Gdzieniegdzie w wąskich uliczkach widać cienie ludzi pochylonych nad starym, wciąż jeszcze działającym radiem. Trzaski odbiornika odbijają się od pustych ścian, a na okoliczną pustynię docierają odgłosy brazylijskiej ulicy. Po chwili to cisza przechodzi do kontraataku. Wypełniła gwarne jeszcze do niedawna bazary i zawiesza się nad nimi. Kłębi, kołtuni, gęstnieje. Hałas wypełnia ciszę, a cisza wypełnia hałas. Na zmianę, na chwilę, na przekór, na odwrót. Wojna żywiołów, wojna dźwięków, wojna cieni. Spalona, spalone, spalony. Gwizdek! Toczy się gra. Ulotna i przyziemna, telewizyjna i rzeczywista.

Jest święto, wydarzenie, które sprawia, że wojna zatrzymuje się na chwilę. Na 100-tysięcznej Maracanie sędzia rozpoczyna ostatni mecz Mistrzostw Świata w Brazylii. 120 minut (s)pokoju, odmierzanego uderzeniami piłki o stopy niemieckich i argentyńskich piłkarzy.

Końcowy gwizdek. Piłkarze schodzą do szatni, ludzie biegną do schronów. Na niebie pojawiła się smuga poziomego światła. Skończyła się gra. Nowa się rozpoczyna.









0 comments :

Post a Comment